W tym artykule chciałbym opowiedzieć historię jednego zdjęcia, a może nawet zacząć nowy cykl... Większość zdjęć, jakie robimy we współczesnych nam czasach, są zwykłymi pstrykami niewartymi wciśnięcia spustu migawki, a co dopiero późniejszego oglądania. Z rzadka uda się zrobić zdjęcie dobre, ciekawe, ładne a czasami posiadające jakąś historię. Czy historia mojego zdjęcia jest rzeczywiście ciekawa i godna opisania musicie ocenić sami. Chętnie przeczytam Waszą opinię w komentarzu pod artykułem!
Wracając do zdjęcia: po pierwsze jest ładne, i niech ktoś spróbuje zaprzeczyć ;-). Po drugie zrobienie tego zdjęcia kosztowało mnie dużo wysiłku spowodowanego długim sprintem po piaszczystej plaży. Okoliczności powstania zdjęcia starałem się przedstawić na poniższym rysunku sytuacyjnym...:
Był ciepły, czerwcowy wieczór nad Bałtykiem. Słońce zmierzało nieuchronnie ku horyzontowi, za którym miało odpocząć przed kolejnym dniem pracy nad naszą piękną ojczyzną... itd. itd... Spacerując wśród dość licznych na plaży turystów, dostrzegłem w oddali wioślarza na desce, który sunął po fioletowej tafli morza, na której zachodzące słońce malowało swoje odbicie w postaci jakby ścieżki do samego siebie. Pomyślałem, że świetnie byłoby uchwycić wioślarza właśnie na tej ścieżce.
Niestety deskarz był za ścieżką, a co gorsza wciąż się od niej oddalał. Podjąłem trudną decyzję: biegnę! Łatwo powiedzieć, trudniej z robić. Z geometrii wektorów ruchu wioślarza i mojego wyraźnie widać, że aby dogonić obiekt na słonecznej ścieżce, mój bieg musiał być bardzo szybki i długi. Po kilkuset metrach dogoniłem uciekiniera, ale zadyszka oraz długa ogniskowa obiektywu nie pozwoliły zrobić przyzwoitego zdjęcia, zwłaszcza że obiekt uparcie uciekał ze słonecznej ścieżki. Nie było innego wyjścia jak biec dalej, prześcignąć wioślarza na tyle, żeby mieć czas na chwilę oddechu, i poczekać aż wpłynie na słoneczne odbicie. Plan w zasadzie doskonały, cóż mogło pójść nie tak? Jakież było moje zdziwienie gdy po zatrzymaniu zauważyłem, że złośliwiec w międzyczasie zawrócił... Ożeż Ku#$%^&!!! wymamrotałem pod nosem... Efekt "utopionych kosztów" w postaci dotychczasowego wysiłku mógł mnie pchnąć tylko w jedną stronę — biegnę z powrotem!
Pobiegłem, wyprzedziłem, uspokoiłem oddech i mogłem tylko czekać, czy wioślarz znowu nie zmieni kierunku... Na moje szczęście, potomnych i całego internetu wioślarz nie zawrócił i niżej możecie podziwiać efekt tej całej bieganiny ;-)
Warto było?
Regulamin
Moje komentarze