Ostatnio w jednym z artykułów wspomniałem, że w drodze do pracy doświadczam wielu wspaniałych spektakli natury: "wiele wschodów i zachodów słońca, śnieżyc, ulew, burz, wichur, mgieł i innych cudownych, a czasem groźnych spektakli natury. Do tych cudów należy doliczyć zwierzęta, wiele rozjechanych, ale znacznie więcej tych żywych: latających, siedzących na drzewach czy słupach, biegających po łąkach czy polach uprawnych". Postanowiłem kontynuować ten temat czego wynikiem jest ten artukuł.

Pewnego wrzześniowego poranka zauważyłem na polu dymiący wulkan... Przynajmniej tak to wyglądało. Wrażenie takie sprawiała góra obornika, której wewnętrzne ciepło w połączeniu z chłodem poranka, wytworzyło przepiękny spektakl. Promienie wschodzącego słońca przenikały chmury pary unoszącej się na stertą gnoju. Ruch kłębów "dymu" powodował, że promienie słoneczne migotały pomiędzy nimi, dając niezwykły pokaz świateł, cieni, błysków, kolorów...

Niestety nie miałem przy sobie aparatu. Postanowiłem spróbować szczęścia dnia następnego, ale efekty wizualne nie były nawet w połowie tak dobre jak dnia poprzedniego. Niemniej jednak zrobiłem kilka zdjęć, które zamieszczam poniżej. 

 

 obornikowy wschod slonca 01

obornikowy wschod slonca 02

obornikowy wschod slonca 03

  

1500 Pozostało znaków