W dniach 02-04 września 2016 odbył się XV Supermaraton Pieszy na 100 km, czyli tzw. "Konecka Setka". Jak co roku impreza przyciągnęła piechurów ekstremalnych z naszego województwa oraz innych zakątków naszego pięknego kraju jak Szczecin, Gdańsk, Białystok oraz trochę bliższych jak Kraków, Łódź czy Warszawa. Edycja 15 imprezy była nie tylko udana, ale pod pewnymi względami wyjątkowa i rekordowa.
Tradycją już chyba jest, że trasa maratonu ma postać pętli o długości 50 km, którą uczestnicy muszą pokonać dwukrotnie. Pętla rozpoczynała i kończyła się w Sielpi i biegła przez Cieklińsko, Rudę Maleniecką, Lipę, Szkucin oraz Radoszyce. Trasa flirtowała ze Szlakiem Piekielnym, co jakiś czas schodząc z niego na odcinki oznaczone przez organizatora. Można powiedzieć, że trasa była łatwa, prosta i przyjemna. Żadnych odcinków podmokłych, błotnistych czy zrytych przez maszyny do ścinki i wywozu drewna. Zamiast tego suche ścieżki i dukty leśne, równy asfalt oraz szerokie jak autostrada drogi leśne (prawdopodobnie przeciwpożarowe?).
Trochę o wyjątkowości i rekordowości...
Pierwszym rekordem, niestety smutnym ale bez przesady, była najniższa w historii imprezy "skuteczność" uczestników. Spośród prawie 90-ciu uczestników, całe 100 km przeszło trochę ponad 60. Taka statystyka nie pasuje trochę do powyższego opisu trasy, która wydawała się łatwa. Może krytyczny okazał się 16-to kilometrowy odcinek pomiędzy Szkucinem a Radoszycami? 16 km bez cywilizacji, tylko szutry, szutry i piasek... Być może to nie droga a słoneczna, ciepła pogoda? A pewnikiem wszystko razem.
Drugim, moim osobistym rekordem, jest mój czas przejścia trasy - moja życiówka na 100 km. Jeszcze nigdy nie szedłem setki tak dłuuuugo :-). Pokonanie całej trasy zajęło mi 24 godziny i 35 minut! To o całe 4 godziny dłużej od poprzedniej setki! I nie chodzi o jakiś nagły spodek formy, bo już nie ma co spadać. Na taki czas składa się 2 godzinna przerwa na drzemkę w samochodzie - tragiczne doświadczenie. Jak spać, to tyko w łóżku. Drugą przyczyną był wolny marsz na drugiej pętli. Wolny z premedytacją, a po co? O tym w następnym akapicie.
I tak doszedłem do wyjątkowości tej imprezy. Otóż wyjątkowe było to, że pierwszy raz po przejściu 100 km nie miałem pęcherzy!!! Cudowne uczucie, które mam nadzieję zagości na stałe w moich turystycznych przygodach :-). Pierwszy raz nie chodziłem jak po rozgrzanych węglach przez kolejne kilka dni. W pracy, w drodze do toalety nikt nie pytał czy mi pomóc... Co do tego ma wolne chodzenie? Kiedyś zauważyłem, że gdy stopa zaczyna palić, to wystarczy zwyczajnie zwolnić żeby paliło mniej... Wtedy stopy mniej się grzeją, mniej pocą i mniej agresywnie trą o buty.
Wyjątkowe było również, a może przede wszystkim, niebo na nocnej pętli. A ściślej gwiazdy, które świeciły jak oszalałe. Mieszkańcy miast nie mogą na co dzień cieszyć oczu takim widokiem, który skutecznie przyćmiewa blask sztucznego oświetlenia z naszych domów i ulic. Dopiero gdzieś na oddalonych od cywilizacji leśnych drogach można bez trudu dostrzec każdą gwiazdę z osobna jak i złożone z nich konstelacje. Gdyby tylko nie trzeba było patrzeć pod nogi...
A na mecie jak to na mecie. Wieczorek ognisko, kiełbaska, jakieś piwo, ale tylko dla uzupełnienia cukru we krwi... W niedzielny poranek turystyczne śniadanie i uroczystość wręczenia medali i pucharów.
Tych co przebrnęli przez mój toporny tekst zapraszam do obejrzenia zdjęć. Zdaję sobie sprawę, że w obecnej kulturze obrazkowej większość przejdzie od razu do galerii :-)
Galeria
Na starcie. Jeszcze w kupie.
Mgła też była, na szczęście okazjonalnie.
Końcówka nocnej pętli. Krzyż Górników z 1850 roku przy zalewie w Sielpi.
Słońce wzywające na drugą pętlę.
Dąb "Starzyk" - pomnik przyrody ożywionej...
Gdzieś przed Lipą.
Uroczystości czas zacząć.
Obiekt pożądania.
Wręczenie odznaki "Turysta Ziemi Koneckiej".
Zdobywcy dystansu 50 i 75 km.
No i ci, co poszli na całość... czyli na 100 km.
Zasłużone podziękowania dla organizatorów.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
iść wolniej i mniej cierpieć czy iść szybciej żeby skrócić czas męki.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Regulamin
Moje komentarze